Rynek sprzętu AGD nieustannie ewoluuje, a wraz z nim pojawiają się coraz to bardziej zaawansowane urządzenia, które mają na celu ułatwić nam codzienne gotowanie. Dreame MOVA AeroChef FD10 Pro to nowoczesna frytownica beztłuszczowa, która właśnie zadebiutowała na rynku. Dziś będziemy mieli okazję przetestować jej możliwości zarówno w ramach tego artykułu, jak i filmu, w którym zobaczycie urządzenie w akcji.
Frytkownice beztłuszczowe zyskują na popularności z wielu powodów, ale kluczowym argumentem jest to, że pozwalają przygotować smaczne i chrupiące potrawy bez użycia tłuszczu lub z jego minimalną ilością. To rozwiązanie nie tylko zdrowsze, ale również bardziej praktyczne, zwłaszcza dla osób, które lubią szybkie i efektywne przygotowywanie posiłków. Frytkownicę Mova otrzymałem do recenzji bezpośrednio od producenta – firmy Dreame.
Klasyczna frytkownica vs frytkownica beztłuszczowa
Zanim jednak zagłębimy się w szczegóły MOVA AeroChef FD10 Pro, warto przyjrzeć się podstawowej różnicy między klasycznymi frytkownicami a ich beztłuszczowymi odpowiednikami. W klasycznej frytkownicy potrawy są zanurzane w gorącym oleju, co sprawia, że szybko nabierają chrupkości, ale jednocześnie pochłaniają także trochę tłuszczu. Efekt? Kaloryczne dania, które niekoniecznie sprzyjają zdrowemu trybowi życia.
Frytkownice beztłuszczowe, takie jak MOVA FD10 Pro, działają na zupełnie innej zasadzie. Zamiast gorącego oleju, używają one technologii cyrkulacji gorącego powietrza. Dzięki temu możemy uzyskać podobny efekt – chrupiącą skórkę – bez konieczności zanurzania jedzenia w ogromnej ilości tłuszczu. W rezultacie potrawy są mniej kaloryczne, a ich przygotowanie jest o wiele prostsze i szybsze. Dodatkowo urządzenia te są bardziej ekologiczne, gdyż zużywają mniej energii i nie generują niepotrzebnych odpadów w postaci zużytego oleju.
MOVA AeroChef FD10 Pro – nowoczesność w kuchni
Teraz czas przyjrzeć się bliżej bohaterowi naszej recenzji, czyli frytkownicy beztłuszczowej MOVA AeroChef FD10 Pro. Urządzenie to charakteryzuje się kilkoma ciekawymi cechami, które wyróżniają je na tle konkurencji. Przede wszystkim mamy do czynienia z pojemnością 6 litrów, co pozwala na przygotowanie większych porcji jedzenia za jednym razem. To szczególnie istotne w przypadku, gdy przygotowujemy danie dla całej rodziny, lub chcemy upiec np. całego kurczaka.
Kolejnym kluczowym elementem jest Dual HeatSync System, czyli podwójny system grzania (góra i dół), który zapewnia równomierne pieczenie bez konieczności obracania potraw. Dodatkowo technologia 360 Hot Poly-Air Circulation gwarantuje pełne pokrycie gorącym powietrzem przygotowywanej potrawy, co sprawia, że każda strona jest równomiernie pieczona.
Pierwsze wrażenia z użytkowania
Po rozpakowaniu MOVA AeroChef FD10 Pro od razu można zauważyć, że urządzenie wygląda solidnie i jest dobrze spasowane. Choć jest dość lekkie, stoi stabilnie na blacie, co jest dużym plusem. Frytkownica jest w kolorze białym, ale ma także elementy czarne i srebrne. Wygląda to nowocześnie, ale ja akurat jestem zwolennikiem jednolitych barw. Takie całe czarne urządzenie świetnie prezentowałoby się w każdej kuchni. A tak mamy tutaj lekki miks kolorystyczny.
Koszyk, który znajduje się wewnątrz, wysuwa się bardzo łatwo, dzięki centralnie umieszczonej rączce. Warto jednak przytrzymać urządzenie drugą ręką podczas jego wysuwania, aby zrobić to w łatwy sposób. Wewnątrz koszyka znajdziemy metalową tackę opartą na silikonowych nóżkach i krawędziach, co jest wygodnym rozwiązaniem, ponieważ tłuszcz swobodnie ocieka, a tacka nie przesuwa się. Brakuje jednak dodatkowych półeczek, które mogłyby umożliwić pieczenie na kilku poziomach jednocześnie różnych składników.
Instrukcja obsługi występuje w kilku językach i bardzo mnie rozbawiła. Mówiąc wprost – wymaga nieco dopracowania zarówno w języku polskim, jak i samym angielskim. Możemy znaleźć tutaj np. prośbę, by nie lizać wtyczki zasilającej, przepis na przygotowanie ciasta przy pomocy nieistniejącej foremki z zestawu, czy nadmierne używanie wyrazu frytkowania np. ryby, pieczywa, frytkowania frytek itp. Wspominając o cieście, to w instrukcji mamy napisać, jak “ugotować pyszne ciasto” itp. Muszę przyznać, że uśmiech pojawił się u mnie nie raz, gdy czytałem instrukcję.
Interfejs i programy gotowania
MOVA AeroChef FD10 Pro wyposażona jest w 11 predefiniowanych programów, które znajdziemy w menu na górze urządzenia. Jest ich sporo, co z jednej strony daje nam duże możliwości, ale z drugiej – ikonki mogą być nieco mylące. Na przykład ikonka kurczaka to w rzeczywistości pieczone skrzydełko, co wymaga pewnej wprawy w rozpoznawaniu. O wiele lepszym rozwiązaniem byłoby zastosowanie ikony np. całego kurczaka. Podobnie mamy tutaj ikonkę koszyka, która okazuje się trybem do… pieczenia ciasta.
Jednym z najciekawszych programów jest tryb DIY, który pozwala na ręczne ustawienie temperatury i czasu pieczenia. Zakres temperatur w urządzeniu wynosi od 50°C do 230°C, co sprawia, że możemy piec zarówno delikatne dania, jak i bardziej wymagające potrawy. Dużym plusem jest to, że możemy zmienić parametry każdego takiego programu modyfikując całkowity czas, czy temperaturę. Dodatkowo, w trakcie pieczenia mamy możliwość podglądu potrawy przez okienko umieszczone na koszu, co eliminuje potrzebę przerywania procesu. Koszyk ma również możliwość podświetlenia LED, choć podczas nagrzewania nie zawsze jest to potrzebne, ponieważ lampy grzewcze również emitują światło jak grill elektryczny.
Niewielki minus to jednak centralnie umieszczona rączka, która trochę przesłania widok wnętrza. Lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie dwóch mniejszych rączek po bokach. Tak to musimy się schylić lub wysunąć koszyk by dobrze sprawdzić przygotowywane danie.
MOVA AeroChef FD10 Pro w praktyce
Podczas testów zauważyłem, że urządzenie bardzo szybko rozgrzewa się do zadanej temperatury, co jest zasługą technologii 360 Hot Poly-Air Circulation. Koszyk można swobodnie wysuwać w trakcie pracy, co automatycznie włącza pauzę, a informacja o tym pojawia się na wyświetlaczu. Po ponownym włożeniu koszyka, proces pieczenia jest kontynuowany. Gdy ustawiony czas dojdzie do zera, urządzenie wydaje z siebie kilka piknięć, po czym automatycznie się wyłącza. Ręcznie włączone światło wewnątrz koszyka też automatycznie gasi się po upływie kilkunastu sekund.
Z tyłu frytownicy znajduje się specjalny komin odprowadzający ciepłe powietrze, co oznacza, że urządzenia nie możemy dosunąć do samej krawędzi ściany. Tacka przystosowana jest do mycia w zmywarce, natomiast sam kosz musimy już umyć ręcznie bo tego elementu nie można wkładać do zmywarki. Okazało się jednak, że powłoka w koszyku jest świetna i wystarczyło użyć ciepłej wody z odrobiną detergentu by zaschnięty tłuszcz po upieczeniu udek z kurczaka poddał się bez walki.
Przechodząc do testów praktycznych, na pierwszy ogień poszły frytki oraz marynowane polędwiczki z kurczaka. W obu przypadkach frytownica spisała się znakomicie. Frytki były równomiernie upieczone bez potrzeby mieszania ich w trakcie pieczenia, co stanowi duże ułatwienie. Bardzo pasowała mi ich chrupkość, której nie udało mi się dotąd osiągnąć w swojej obecnej frytkownicy beztłuszczowej. Polędwiczki również wypadły świetnie – skórka była chrupiąca, a środek soczysty, co przy beztłuszczowym pieczeniu nie zawsze jest takie oczywiste.
Kolejnym testem były większe kawałki mięsa – podudzia z kurczaka, a dokładniej aż kilogram mięsa. Automatyczne ustawienia zaproponowały mi 15 minut pieczenia, co mnie nieco zaskoczyło. Ja lubię dobrze wygrzane mięso bez tłuszczu i do tej pory takie same danie przygotowuję w piekarniku równo przez godzinę. Dzięki technologii podwójnego grzania, mięso upiekło się równomiernie, a skórka była przyjemnie chrupiąca i to już po 15 minutach. Na plus zasługuje również fakt, że tacka nie była mocno zabrudzona, a nadmiar tłuszczu spłynął na dno urządzenia. Mięso nadawało się już normalnie do jedzenia, ale dorzuciłem kolejne 20 minut, a po upływie połowy czasu dodałem także mrożone frytki.
Następnie przyszła pora na podgrzanie zrobionej wcześniej pizzy. Przygotowałem także bagietkę czosnkową, którą kupiłem w markecie na dziale z lodówkami. Użycie trybu tost zaproponowało inny czas i temperaturę niż była sugerowana na opakowaniu, ale bez problemu zmieniłem te ustawienia. Gdy czas dobiegł końca – bagietka udała się idealnie. Była mega chrupiąca, dobrze upieczona w środku i nie spalona. W sklepie kupiłem także pierożki gyoza, które zazwyczaj przygotowuje się na patelni podsmażając je a później dusząc pod przykryciem.
Dołącz do grupy Smacznyblog.pl na Facebook. Dyskutuj, dziel się pomysłami, odkrywaj kulinarny świat wspólnie z nami.