Kohersen Black Diamond Cube to najnowsza seria patelni i garnków korzystających z tej nietypowej powłoki, które właśnie trafiły do sklepów. Jak sprawuje się w praktyce? W dzisiejszym materiale testuję patelnię o średnicy 24 centrymetrów z tą powłoką. Patelnię otrzymałem od producenta.
W sprzedaży dostępne są patelnie o różnej średnicy – 20, 24 i 28 centymetrów. Nie jest to tani sprzęt, bo za testowaną przeze mnie patelnię należy zapłacić 299 złotych. W dzisiejszym materiale postaram się odpowiedzieć na pytanie – czy warto?
Patelnia Kohersen wykonana jest ze stali nierdzewnej i występuje w kolorze srebrnym (inox). Wewnątrz pudełka znajdziemy etui na patelnię oraz przykrywkę. Oba elementy mają dodatkowe materiałowe etui do przechowywania. Jednak to, czym najbardziej chwali się producent, to dwustronna powierzchnia Black Cube z powłoką Diamond. Co kryje się pod tym pojęciem? Na pierwszy rzut oka patelnia wygląda inaczej niż inne – składa się z wielu wzorków i mieni się jakby brokatem. Jest tak z obu stron – zewnętrznej i wewnętrznej. Producent obiecuje, że takie autorskie rozwiązanie sprawia, że patelnia szybciej się nagrzewa, lepiej smaży, nie rysuje się nawet pod wpływem metalowych sztućców, składniki do niej mniej przywierają, a jej czyszczenie jest banalnie proste. Jedyne, co musimy zrobić, to zahartować patelnię przed pierwszym użyciem. Jak to się robi?
Hartowanie patelni Kohersen z powłoką Black Diamond Cube
Przed pierwszym użyciem patelni należy ją dokładnie umyć z wykorzystaniem płynu do mycia naczyń. Ma to zmyć wszelkie zanieczyszczenia oraz powłokę transportową. Po dokładnym wytarciu, patelnię wstawiamy na kuchenkę, dodajemy łyżkę oleju roślinnego i rozgrzewamy. Po około dwóch minutach delikatnie ruszamy patelnią na boki by olej się lepiej rozszedł i gotowe. Po ponownym użyciu, patelnia jest gotowa do działania i ma zyskać wszystkie te magiczne właściwości, o których pisze producent.
Jak jest w rzeczywistości? Muszę przyznać, że patelnia jest dobrze wyważona – nie przeważa w stronę dość masywnej rączki. Początkowo miałem obawy, że metalowa rączka będzie mocno się grzała. Okazało się, że właśnie jest zupełnie odwrotnie. Mile mnie to zaskoczyło. Powłoka faktycznie nagrzewa się dość szybko i polubiłem smażenie na tej patelni. Jej mycie również jest bardzo proste, aczkolwiek po blisko miesiącu używania patelni Kohersen zauważyłem, ze górna część, a w szczególności brzegi pozbawione powłoki Diamond już odbarwiły się i myją się już wyraźnie gorzej.
Bardzo fajnie dusi się składniki na tej patelni. Można używać do tego minimalna ilość tłuszczu, ale nie można zapominać o mieszaniu i podlewaniu odrobiną wody. Pokrywka idealnie przylega do patelni, ale też mocno się nagrzewa jej rączka – uważajcie na to przy gotowaniu. Patelnia jest w miarę płytka i ma małą średnicę, więc nadaje się do podsmażania niedużych porcji składników. Gdybym miał kupić sobie taką patelnię – z pewnością wybrałbym największy – 28-centrymetrowy wariant. Byłby bardziej uniwersalny do różnych zastosowań.
A jak sprawdza się sama powłoka? Przetestowałem ją w sposób zupełnie przypadkowy i naturalny. Chciałem poddusić krążki warzyw bez używania tłuszczu. Dolałem na początek trochę wody i zostawiłem pod przykryciem. Wtedy zadzwonił telefon, który sprawił, że zająłem się czymś innym. Gdy już poczułem zapach spalenizny w powietrzu, przypomniałem sobie o warzywach. Były przyklejone, przypalone. Wystarczyło zalać je wodą i bez problemu cały brud zszedł pod zwyczajną gąbką. Nie musiałem nawet szorować. To bardzo duży plus, bo nie mam zmywarki i nie lubię zmywać. Dlatego często uczulam swoją rodzinę by po zjedzeniu opłukali chociaż talerze, lub zalali garnki wodą z płynem do mycia naczyń. Dlatego łatwość mycia patelni Kohersen jest na duży plus.
Mam jednak drobne zastrzeżenie do samej powłoki. Nie używam już zwyczajowo metalowych sztućców do mieszania by nie rysować garnków. W ich miejsce są jedynie łopatki silikonowe, plastikowe bądź drewniane. Mimo wszystko udało mi się zrobić rysę na środku patelni na powłoce, która miała być odporna nawet na drucianą gąbkę.